Przejdź do głównej zawartości

Opowieść o polskim Kopciuszku – „Trędowata” Heleny Mniszkówny


Gdybym miała wskazać książkę, do której mam ogromny sentyment, pewnie wskazałabym właśnie „Trędowatą”. Helena Mniszkówna popełniła niesamowity melodramat – jeden z najsłynniejszych w polskiej literaturze – rozgrywający się w środowisku dziewiętnastowiecznej arystokracji. Można powiedzieć, że to historia Kopciuszka z dużą porcją romantyzmu i salonowej etykiety.
Główną bohaterką jest polska szlachcianka Stefcia Rudecka, po wielu przeżyciach i złamanym sercu zaczyna pracę guwernantki Luci – córki hrabiny Elzonowskiej. Dziewczyna wprowadza się do pałacu pana Macieja Michorowskiego, doskonale odnajduje się w realiach wyższych sfer. Stefcia dobrze radzi sobie jako nauczycielka, jest lubiana zarówno przez hrabinę, jak i przez dziadzia Michorowskiego, a sama Lucia ją wprost uwielbia. Jedyną osobą, za którą nie przepada jest wnuk pana Macieja – ordynat Waldemar Michorowski, który wciąż ją zaczepia, próbuje wyprowadzić z równowagi i drażni.
Stefcia jest akceptowana przez środowisko arystokratyczne, robi dobre wrażenie, potrafi zachować się w towarzystwie, rozmawiać na rozmaite tematy i zażartować. Wszystko ze smakiem i w dobrym guście. Kłopoty zaczynają się, gdy młody Michorowski zakochuje się w dziewczynie ze wzajemnością. Taki mezalians to ogromny skandal, bo jak wielki ordynat (książę) może ożenić się ze zwykłą szlachcianką (Kopciuszkiem)? Sfera nie jest zadowolona z takiego obrotu sprawy, absolutnie nie zgadza się na ten mariaż, grożąc Waldemarowi odebraniem ordynacji.
Mniszkówna wykreowała mężczyznę doskonałego. Michorowski został obdarzony wszystkimi cechami pożądanymi przez kobiety. Czarujący, inteligentny, z poczuciem humoru i do tego potrafi walczyć o swoje. Z uporem dąży do tego, by Stefcia mogła zostać jego żoną. Ryzykuje swoją pozycję i dobre imię dla zwykłej dziewuszki, dobrze wychowanej, ale wciąż za nisko urodzonej. Arystokracja pokazuje swoje najgorsze oblicze. Dziewczyna, przyjmując oświadczyny, staje się dla sfery trędowata, doświadcza szykan ze strony niektórych magnatów, co ma swoje tragiczne skutki.
Powieść Mniszkówny, pomimo negatywnych opinii krytyki, zyskała ogromną popularność. Stała się kultowym romansem i klasykiem. Wówczas nie spodziewano się, że tak prosta książka przewróci polskie czytelnictwo do góry nogami.  Do 1938 roku „Trędowata” miała kilkanaście wydań i czytano ją masowo. Oficjalnie była wyśmiewana, uznawana za zbyt prostą, ale za zamkniętymi drzwiami czytywano ją z wypiekami na twarzy.
Wykreowani bohaterowie są szablonowi, czarni (jak Barscy) lub biali (jak Stefcia czy Waldemar). Losy rodzin Rudeckich i Michorowskich nie są mocno zawiłe, a pełne patosu przeżycia Stefci niekiedy wywołują na twarzy czytelnika ironiczny uśmiech. Obraz społeczeństwa został zbyt mocno skontrastowany (zła arystokracja i biedna Stefcia, której trzeba współczuć). Fabuła jest dość przewidywalna, jednak czyta się ją z przyjemnością i nie można jej uznać za złą. Nie jest po prostu wymagająca, nie znajdziemy tu zwrotów akcji, jednak opisy przeżyć, emocji czy przyrody, a do tego postać ordynata Michorowskiego każą nam iść dalej i czytać do końca. Końca, który niejednej kobiecie łamie serce, i nad którym wylano morze łez.

Moja ocena: 7/10

Myślałem niegdyś, że największym bogactwem i warunkiem do szczęścia jest rozum, a ubóstwem - nędza umysłowa. Teraz powiem z dopełnieniem: największym szczęściem w życiu jest miłość, młodość i rozum. To są oceany - reszta wszystko źródełka!



H. Miszek, Trędowata, t. I i II, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1972.

Komentarze

  1. Zaciekawiła mnie ta recenzja. Słyszałam o tym tytule bardzo często, ale nigdy się nie skusiłam na przeczytanie tej książki. Lubię takie historie, więc mysle, że wkrótce ta książka wyląduje w mojej biblioteczce.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nigdy nie czytałam tej książki, trzeba to będzie nadrobić!

    OdpowiedzUsuń
  3. Non lo conosco ,sembra interessante =)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pamiętam jak ją czytałam mając 12 lat i byłam zachwycona tym światem arystokracji, zakazanej miłości i chyba jak każdy ryczałam na niej jak bóbr. Cudowna historia...

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytałam tę książkę w liceum. Również mam do tej historii spory sentyment.

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytałam i niezmiernie mi się podobała! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Z jednej strony mnie ciekawi ta opowieść, z drugiej mimo wszystko coś mnie odrzuca. Nie wiem, może fakt, że to polska arystokracja, która wypada po prostu biednie na tle arystokracji chociażby brytyjskiej z innych tego typu powieści? Ale po komentarzach widzę, że to raczej powszechnie lubiana powieść, więc może się skuszę, kto wie?

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja też ja czytałam, bardzo dawno temu (czasy kiedy królowały u mnie Harlequiny i książki Danielle Steel).
    Bardzo ją lubiłam 🙂
    Pozdrawiam
    Lili

    OdpowiedzUsuń
  9. jakoś mnie do takich starych powieści nie ciągnie :P znam ten tytuł i mnie więcej orientuję się w fabule, ale to za sprawą serialu, który był emitowany w telewizji gdy byłam dzieckiem. Jednak po książkę nie sięgnę :P nie moje klimaty :)

    OdpowiedzUsuń
  10. pamiętam bym serial w tv na podstawie tej powieści :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Czytałam wiele lat temu, ale bardzo dobrze wspominam :)

    OdpowiedzUsuń
  12. chyba podziękuję - romanse niestety nie dla mnie

    OdpowiedzUsuń
  13. Powieść bardzo znana i lubiana. Niestety ja nie czytałam.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie czytałam jeszcze tej powieści, ale chciałabym to zmienić. Sprawdzę czy mi się spodoba. ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Czytałam ją wieki temu, ale do dziś pamiętam, jak duże zrobiła na mnie wrażenie.

    OdpowiedzUsuń
  16. Działa na emocje, niejedna osoba się o tym przekonała :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Nie dla mnie ale chyba mama mojej przyjaciółki by chętnie przeczytała.

    OdpowiedzUsuń
  18. Szkoda ze fabuła jest przewidywalna ale taki tak chętnie bym ja przeczytała :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Klasyka, autorki czytałam też Ordynata Michorowskuego☺

    OdpowiedzUsuń
  20. Bardzo interesująca powieść. Chętnie ją przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Nigdy nie czytałam tej książki, ale może kiedyś się skuszę :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Książka zdecydowanie nie dla mnie. Takie XIX wieczne klimaty w ogóle mnie nie pociągają. Wolę historie osadzone we współczesnym świecie. Chociaż mam kilka osób, które ten tytuł by zainteresował :)

    Pozdrawiam,
    Biblioteka Feniksa

    OdpowiedzUsuń
  23. Jeszcze jej nie czytałam :)

    OdpowiedzUsuń
  24. Kiedyś zaczęłam czytać, ale to bylo jednak męczenie się :)

    OdpowiedzUsuń
  25. Poszukam trędowatej na legimi.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Miło(ść) Żurnalisty

Niewiele jest książek, do których recenzji kompletnie nie mogę się zabrać. Tak właśnie było z „Miłością, po prostu”, „Pamiętnikiem”, „ŚĆ”, „Snami z Bournemouth” i „Listami Żurnalisty”. Już jakiś czas temu je przeczytałam i dopiero dzisiaj (swoją drogą chyba ciekawa data) zebrałam się w sobie, żeby coś napisać. Kim jest sam autor? Nie wiem. Sam siebie opisuje jako anonimowego pisarza, Hanka Moody’ego dzisiejszego świata. Przynajmniej tyle można dowiedzieć się z jego instagramowego biogramu. Pomimo (albo właśnie dlatego) że nigdy nie pokazuje swojej twarzy jest osobą niezwykle interesującą. Jako jego publiczność nie znamy nawet jego imienia. I chyba w tym wszystkim najlepsze jest to, że nikt nie potrzebuje go znać, ani wiedzieć, jak wygląda, bo każdy czeka na to, co ma do przekazania. Każda z tych książek to zbiór refleksji, listów, wierszy, które są pełne miłości, tęsknoty, żalu, niekiedy cierpienia. Żurnalista pokazuje to uczucie również od tej drugiej strony, którą zna każdy, ale

Czasem mniej znaczy więcej – Tomasz Jastrun „Opiłki i okruszki”

Po tak długiej przerwie powracam z książką, która wywarła na mnie ogromny wpływ. W dniu moich urodzin chcę Wam przedstawić książkę o człowieku, o jego rozwoju, dojrzewaniu, dorastaniu i starzeniu się. „Opiłki i okruszki” Tomasza Jastruna to fascynująca pozycja, która przedstawia życie bohatera w krótkich fragmentach z każdego roku. Od jego urodzenia aż do śmierci przechodzimy razem z nim przez wspomnienia dzieciństwa, dojrzewania, życia w dobie komunizmu i stanu wojennego, przeżyć z roku 1989, romansów, aż do ostatniego tchnienia. Każda notatka to odrębne wspomnienie, zaczyna się od 1953 roku, kiedy to bohater przychodzi na świat, a kończy w 2041 roku, gdy umiera. Wszystkie te odrębne zapiski są poniekąd nieistotne. Opiłki i okruszki na myśl przywodzą jakieś resztki i pozostałości, które nic nie znaczą, zostaną za jakiś czas wyrzucone i nikt nawet nie zwróci uwagi na nie. Jednak to dzięki tym mało istotnym rzeczom dostajemy całość, jaką jest życie bohatera zamknięte w krótkiej form

Nazwij mnie swoim imieniem… – André Aciman „Tamte dni, tamte noce”

Zdaję sobie sprawę z tego, że tematyka tej książki nie jest dla wszystkich i z tego, że większość pewnie już oglądała film w reżyserii Luki Guadagnino, ale jeśli szukacie książki o sile emocji i uczuć oraz nie macie nic przeciwko tematom LGBT, koniecznie musicie ją przeczytać! To elektryzujący, sensualny, niekiedy nostalgiczny obraz uczucia między młodym chłopakiem, a gościem jego rodziców. To nagłe i intensywne uczucie zaskakuje ich obu i początkowo obaj udają obojętnych. W tym czasie pojawiają się kolejne uczucia, fascynacja, pożądanie, ale też strach. Elio i Oliver – bo o nich tu mowa, są bardzo różni. Elio ma siedemnaście lat, interesuje się muzyką i literaturą, jego ojcem jest profesor uniwersytecki, do którego przyjeżdża doktorant. Doktorantem tym jest Oliver, Amerykanin, ma dwadzieścia cztery lata i na początku irytuje Elia. Początkowa obojętność przeradza się w fascynację, następnie w zauroczenie, a ono w gorący romans. Relacja ta nie jest typowa, ani banalna i nie chodzi